poniedziałek, 17 grudnia 2012

III. "Wspomnienia... i rozgrzeszenie."



   Nie było mnie przez długi czas, a to wszystko przez brak dostępu do internetu. Ten rozdział został napisany przed kilkoma tygodniami i nie był poddawany jakimkolwiek modyfikacjom. To ostrzeżenie! 

~~*~~


"Nieważne, na ile sposobów umrę, nigdy nie zapomnę. Nieważne, ile żyć przeżyję, nigdy nie będę żałować. (...) Obietnice, które składaliśmy nie były wystarczające. Modlitwy, które odmawialiśmy, były jak narkotyk."*

Mogwai - "Take me somewhere nice"

   Wżyciu każdego człowieka przychodzi taki moment, kiedy to musi wybrać jedną z dwóch dróg. Na początku jest ich wiele i wydaje nam się, że mamy jeszcze mnóstwo czasu na decyzje, ale w końcu dochodzi do tego, że pozostaje tylko ta dziwna, magiczna cyfra 'dwa', która od zarania dziejów prześladuje wszystkich ludzi. Zdarza się, że mamy z góry ustalony cel i wybór jest dla nas tylko bzdurną drobnostką, nic nie znaczącą chwilą, która minie równie szybko jak się pojawiła. Jednak w większości przypadków nie mamy pojęcia, co zrobić - jaką decyzję podjąć, aby stworzyć dla siebie lepszą przyszłość. Albo - jest jeszcze trzecia opcja - gubimy naszą drogę i to najgorsze nieszczęście, jakie może się nam przytrafić. A na końcu i tak jest tylko ciemność. Tkwimy samotnie w mroku, łudząc się, że ktoś o nas jeszcze pamięta. A przecież faktem jest, że po naszej śmierci - tej bardziej lub mniej rzeczywistej - nie pozostaje po nas nawet wspomnienie. Chociaż... Może ono jeszcze istnieje - gdzieś w najgłębszych zakamarkach ludzkich umysłów, ale doskonale zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę ONI chcą o nas zapomnieć. Dlaczego? Głupie pytanie. Człowiek ma skłonność do zadawania bzdurnych pytań, na które często nie ma odpowiedzi. Nieprawda, że nie można ich znaleźć - ich po prostu nie ma. Proste, prawda? Ludzie nie lubią prostych i łatwych rzeczy. Bo czyż nieprawdą jest, że sami kopiemy pod sobą głębokie doły, tylko po to, aby w nie wpaść i potem odgrywać tandetne przedstawienie pod tytułem "jestem ofiarą twojej agresji". 
   Szare kłęby dymu odrywały się od cienkiego papierosa, usiłując odlecieć gdzieś daleko - zaznać wolności. No cóż... Nie wyszło. Zasłoniły tylko ciemnogranatowe niebo, ozdobione milionami świecących punktów, i znikało tak szybko jak się pojawiło. Taki jest porządek rzeczy. Wszystko ma swój początek, jak i koniec. We wszystkim jest jakiś z góry ustalony porządek rzeczy: w ruchach gwiazd, obrotach Ziemi, zmianach pór roku... Tylko człowiek - lub istota, która chciałaby nim być - żyje w ciągłym chaosie. Ale i on ma swoje zakończenie - z reguły marne, tanie... Takie też było zakończenie historii Thomasa Griffithsa - mężczyzny, którego życie zakończyło się kilkanaście lat temu, w chwili, gdy poczuł, że umiera i już nie ma dla niego ratunku. 
   Stał, oparty o kamienną balustradę tarasu na pierwszym piętrze swojego domu przy El Camino del Mar, wpatrując się zamglonym wzrokiem w rozgwieżdżone niebo. A może to tylko dym nikotynowy zasłaniał mu widok, tworząc iluzję mgły? Może... Thomas już nic nie wiedział. Od tamtego dnia - dnia w którym umarł po raz pierwszy - wszystko nagle stało się mniej zrozumiałe. Świat się zmieniał, pędził ku zagładzie, a on nie potrafił uczestniczyć w tym nieświadomym, masowym cierpieniu. Nie, nie miał już siedemnastu lat, ale kilkadziesiąt! Boże... To takie... Dziwne. Ma żonę, dzieci, dobrze prosperującą firmę - żyje jak normalny człowiek, a jednak czegoś mu brakuje. On sam nie ma pojęcia, co to jest. Po prostu czasami, kiedy patrzy w oczy swojej żony, widzi tę dziwną mgłę, która uniemożliwia mu dostęp do jej myśli. Alicia coraz bardziej się od niego oddala. Chociaż nigdy nie byli jakoś wyjątkowo blisko, prawda? Ułuda, iluzja małżeństwa. To nawet trochę śmieszne, jeśli patrzeć na to z tego punktu widzenia. Jednak z każdym dniem bał się coraz bardziej. Bał się, że ją utraci, chociaż przecież wcale tak naprawdę jej nie miał... Ale przez te lata uświadomił sobie, że jest mu potrzebna! Tylko ona była z nim w chwilach, gdy zdawało mu się, że popada w obłęd. To właśnie ona uspokajała go nocą, gdy krzyczał przez sen, czując, że ktoś go zabija... Odbiera mu życie po raz kolejny... Który to już? Setny? Może. Przestał liczyć dawno temu. Thomas Griffiths miał za sobą wiele pierwszych razów, ale ten był wyjątkowy. Teraz anioł o niebieskich oczach bał się, że straci część swojej duszy. Bo... Bo przecież, gdy on odzyskał swoje "życie", Alicia utraciła niewielką część swojego.
 - Nie możesz zasnąć? - znajomy szept wyrwał go ze snu na jawie. Wykrzywił twarz w nieprzyjemnym grymasie i zgasił nonszalanckim gestem papierosa na kamiennej balustradzie. Czarne drobinki utworzyły na niej misterne wzory. 
 - Myślę - odparł tylko, nie odwracając się do żony. Wiedział, że siedzi na łóżku, okryta cienką, białą kołdrą i wpatruje się ze smutkiem w swojego durnego męża, który... w dupie ma jej zmartwienia! A przynajmniej tak mu się wydawało. Kiedyś. 
 - O czym? 
 - O niczym. - Wzruszył ramionami. - I o wszystkim. 
 - Thomas... - szepnęła zaspana i zmęczona jego kolejną bezsenną nocą. Chociaż przyzwyczaiła się do tego typu niespodzianek, to nadal miała głupią nadzieję, że to minie. - Wracaj do łóżka. 
 - Za chwilę - mruknął tylko w odpowiedzi. 
 - Jutro jedziemy do szkoły. Musisz się wyspać - przypomniała. Sama nie miała najmniejszej ochoty na spędzanie całej soboty w szkole pełnej rozwrzeszczanych dzieciaków, ale bycie założycielem wymagało pewnych poświęceń. A przecież chciała zobaczyć własne dzieci! 
 - Mam złe przeczucia... 
 - Słucham? - Nie zrozumiała. 
 - Mam złe przeczucia - powtórzył tym samym, nie wrażającym żadnych emocji, tonem. Nadal wpatrywał się w widok przed sobą, jednak teraz uważny obserwator mógłby dostrzec w jego oczach pewien tajemniczy błysk. 
 - W związku z czym? 
   Ziewnęła szeroko, ukrywając twarz w miękkiej poduszce. 
 - Nasze dzieci coś zrobią - parsknął cichym śmiechem. - Wpakują się w kłopoty. Jeszcze większe od naszych. 
 - Thomas... - jęknęła błagalnie, usiłując wstać z łóżka i nie potknąć się o porozrzucane po podłodze części garderoby. Nigdzie nie widziała jednak szpilek. A były ładne... Czerwone. 
   Mężczyzna odwrócił się, przyglądając się jej z nieukrywanym rozbawieniem. Lewy kącik jego ust uniósł się lekko ku górze, a po chwili powędrowała za nim jedna z jasnych brwi. 
   Zależało mu na niej... Może jej nie kochał, ale - cholera - zależało mu na niej jak diabli!
 - Nie myśl o tym - poradziła, opierając się o framugę drzwi prowadzących na taras. Uśmiechnęła się lekko, owijając się szczelniej białą koszulą męża, którą znalazła po drodze. Jeden guzik gdzieś zniknął. - Nic się nie stanie. Od lat masz takie "przeczucia" i co? Nic. Christopher i Anette są szczęśliwi i tacy będą zawsze. 
 - Wątpię. 
 - To my mieliśmy przeżyć wojnę, pamiętasz? Ich to nie czeka. Nie ma szans... 
 - Wpakują się w kłopoty - powtórzył uparcie, znowu zakładając na lekko poranioną twarz, maskę całkowitej powagi. - Zobaczysz... 
 - No cóż... - zachichotała nerwowo. - Mają do tego talent. Po rodzicach... 
 - Po rodzicach - przyznał i wrócił do sypialni, zostawiając Alicię z wątpliwościami, które umiejętnie zasiał w jej głowie. Miał do tego talent, jak cholera! Aczkolwiek nie miał o tym pojęcia. Wszystko zostaje w rodzinie...

*

   Jedna butelka... Kolejne uderzenie zegara... Pusta. Wszystko pustka, wszystko bez sensu i nie ma już nic. 
   Druga butelka... Wybija dwunasta. Godzina duchów. Gdyby to były święta, obok kominka pojawiłby się duch przeszłości. 
   Trzecia butelka... Dwunasta trzydzieści. O cholera! - chyba ma zwidy.
   Jasna, biała smuga pojawia się przed jego lekko zamglonymi oczami, by po chwili nabrać wyraźnych, kobiecych kształtów. Długie, złote włosy opadają na jej bladą z przerażenia twarz, wzbudzając w nim uczucia i emocje, których dawno temu pragnął się wyzbyć, ale one powróciły - jeszcze bardziej absurdalne i silniejsze. Z każdym kolejnym dniem widział przeszłość coraz wyraźniej i wiedział, że w końcu musi nadejść ten moment, kiedy to będzie musiał zmierzyć się z nią w walce ostatecznej. Ale to nie miało zdarzyć się dzisiaj! To za wcześnie... Zdecydowanie za wcześnie. Owszem, czasami - to głupie, ale zdarzało się - pragnął wsiąść w samolot i wrócić z powrotem do Dallas - do miejsca, w którym wszystko się skończyło. Minęło wiele lat, a jemu wydawało się, że zaledwie kilka dni. Bardziej niż dokładnie widział twarz Alicii, która wyrażała przerażenie - a jakżeby inaczej? - ale również coś, czego on nie potrafił wtedy pojąć - poczucie obowiązku. Niemal bił od niej blask tak szlachetnego przecież honoru, dziwnej dumy i determinacji, godnej najlepszego wojownika. Gdyby nie tamta chwila, to jedno spojrzenie... Nie pozwoliłby jej zawrócić. Poddał się w dziwną niewolę, która może trwała zaledwie kilka chwil, ale zmieniła w ich życiu wszystko. Dlaczego pozwolił jej odejść? Nie miał pojęcia. Tak po prostu miało być. To nie miałoby sensu, gdyby było inaczej.

   Poczekaj - usłyszał za sobą cichy szept i z trudem odwrócił się, gdy Alicia zmusiła go do zatrzymania się. Spojrzał na nią spod na wpół przymkniętych powiek, niemal chwiejąc się na nogach ze zmęczenia.
 - Nie zatrzymuj się - warknął zirytowny, chociaż sam do końca nie mógł odnaleźć przyczyny swojego wzburzenia. Pomimo wszystkich swoich myśli i wątpliwości, nie pobiegł dalej, ale stał przed nią, zaciskając dłoń na jej dłoni - mniejszej, delikatniejszej i zaskakująco ciepłej. I wtedy - właśnie w tej konkretnej chwili - zrozumiał, że Alicia naprawdę jest wyjątkowa. Przy czym ta 'wyjątkowość' nie polega na jej przeznaczeniu, ale wnętrzu - duszy, która potrafi pomieścić wszystkie smutki i tęsknoty.
 - Thomas... - jęknęła błagalnie, przerywając jego rozmyślenia.
   Oderwał od niej wzrok, by po chwili puścić także i jej dłoń. Budziła się w nim wściekłość i z całych sił starał się zwrócić ją przeciw sobie.
 - Wszystko z nim dobrze - odparł spokojnie. - Żyje. Nie musisz się nim przejmować,
 - Ale Thomas...
 - Co "Thomas..."? Nic mu nie będzie!
    Pochylila głowę, a jej długie, złote włosy zasłoniły połowę jej twarzy. Westchnął ciężko.
 - Znajdą go.
 - Da sobie radę. - Oczywiście, że sobie nie da! Dziewczyna musiałaby być głupia, żeby uwietzyć w takie bajki. Jeden, samotny Thomas przeciwko armii (kulejącej, bo kulejącej, ale armii) zbutnowanych demonów? Śmiechu warte.
 - On mnie potrzebuje.
 - Ja cię potrzebuję!
 - Do czego?
   Spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami, które przybrały jeszcze ciemniejszą odcień czerni - jeśli to w ogóle możliwe.
   No właśnie... Do czego była mu potrzebna? Księgi już nie miał i podświadomie wiedział, że przecież i tak jej nie odnajdzie. No to... dlaczego? Bo się przyzwyczaił? Dobre sobie. Caleb Malloye się nie "przyzwyczaja", cokolwiek to słowo miałoby oznaczać.
 - Ucieknę - dodała wystarczająco głośno, aby ją usłyszał, ale tak przerażająco cicho, że całe otoczenie zdawało się dopasowywać do tego ideału.
- No to uciekaj...

   Nigdy tak naprawdę tego nie żałował - a przynajmniej myślał, że tak jest. Przez pierwsze tygodnie myślał, że zginęła - w końcu nie miała już dla kogo żyć - ale potem... Całkiem przypadkiem usłyszał rozmowę dwóch dawnych członków Rady, którzy ubolewali nad śmiercią Rodericka, jednocześnie ciesząc się z porażki Daniela i jego dziwnej armii. Caleb nigdy nie dowiedział się, co się wydarzyło tamtej nocy, a i nie było nikogo, kto potrafiłby wytłumaczyć, co się tak naprawdę wtedy stało. Niektórzy mówili o oślepiająco jasnym świetle, które nagle pojawiło się, by po chwili zniknąć, ukazując martwe ciała demonów porozrzucane w zasięgu kilku kilometrów. Oficjalnie przeżyły tylko trzy osoby: Alicia Everill, Thomas Griffiths oraz jego osławiony brat, który bitwę przetrwał tylko dzięki potężnym murom piwnicy - Gabriel Griffiths.

_______________________________________________________
*30 SecondsTo Mars "Hurrican"

   To chyba nie jest to, na co czekaliście tyle czasu. Niestety, przed świętami tylko tyle jestem w stanie Wam ofiarować. Kolejny rozdział najprawdopodobniej w piątek po świętach i obiecuję, że będzie już na wyższym poziomie niż ten. : )
   A tak w ogóle, to.... Wesołych Świąt!

10 komentarzy:

  1. Fajny blog. Wart przeczytania ;) zapraszam na mojego. http://thevampirediariesloveforteen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. HAHA wcale, że nie. To jest tylko zaproszenie ale jeśli nie chcesz to nie musisz z niego korzystać... ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ożesz Ty... Jędzo, ty! A przed "ale", to się stawia przecinek, kochanie. I co teraz powiesz? xd

      Usuń
  3. Ha ha ha ale uje się nie kreskuje i nie będę pisać przed "ale" przecinka pani mondralińska, która ma 4 z polskiego i może być dziś pytana hehehe... I co teraz napiszesz??? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ma się zdolności, to się ma 4.

      Usuń
  4. Wygląda bardzo intrygująco, zobaczmy co będzie z tego dalej, ale szablon wpływa niekorzystnie na pierwsze wrażenie bloga. ;)
    http://krwawy-podarunek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. zaciekawiło.
    czekam na dalszy rozwój zdarzen (:

    OdpowiedzUsuń
  6. Od razu przepraszam, że dopiero teraz i że nie złożyłem życzeń osobiście, tylko na swoim blogu. Z dużym opóźnieniem, ale jestem. Więc tak, szablon uroczy, może trochę zbyt, jak dla mnie. Sądząc po tym, jak ta dwójka się do siebie odnosi, wyczuwam romans. Czyżby księga, o której wspomniałaś to ta z poprzedniego opowiadania? Trochę mnie zdziwiło, że Nicholas w wieku 12 lat mówi niemal biegle po łacinie. Spodobał mi się fragment o tym, że trzeba się sprzedawać. Póki co błędów nie zauważyłem, a jeśli są to zostały Ci zapewne wskazane. Jeszcze dzisiaj postaram się nawiedzić w sprawie trzeciego powiału. Póki co życzę szczęśliwego nowego roku. Tak profilaktycznie, żebym czasem nie zapomniał.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z każdym nowym rozdziałem nam problem z zaszufladkowaniem Twojego opowiadania. Raz wydaje mi się, że to fun fict na temat własnej twórczości, a chwilę potem, że to coś na wzór prequela. Więc tak, w końcu Alicia i Thomas. Zastanawiałem się, co właściwie się z nimi stało. Kompletnie nie wiem, co mógłbym posiedzieć. Początek rozdziału świetny. Dylemat w nim zawarty skwitowałbym następująco: "tertium non datur". Ogólnie całość utrzymana w ciekawym klimacie. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to, że trochę brzmiało to jak przewna historia o nieszczęśliwie zakochanych nastolatkach - może nie do końca zakochanych i nie nastolatkach, ale punkt dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń